"...został obdarzony specyficznym, jak na swoich rówieśników, Talentem -
dzięki potężnej wyobraźni potrafił przenosić się w najróżniejsze krainy
i brać udział w wielu ekscytujących przygodach (...) Podczas pewnego
snu, Wielkiego Mistrza znowu nawiedzała projekcja wędrówki po ogrmonych
lochach. Jednak w którymś momencie, obraz nagle się zamazał, a bohater
poczuł, że fizycznie dzieje się z nim coś niedobrego. Zanim zdążył się
zorientować, znalazł się na zimnej posadzce z małym plecakiem i
kompletnym brakiem pojęcia gdzie może być. Pewne było jedno - tym razem,
to nie jest sen"
Cytat z intro, przepisany w ramach ćwiczeń z szybkiego pisania, który w
tak prostych słowach tak wiele dał radę zamieszać: co to za talent?
Gra powstała przed wejściem "Incepcji", więc to nie to. Oneironautyka?
Nie wiadomo. A może zabieg w stylu "a to był tylko sen" kończącego od
czasu do czasu któryś z filmów wątpliwej klasy (choć i - powstań - Mac
Gyver - spocznij - w ten sposób odzwiedzał Merlina!), tylko przesunięty
na początek? Nawet intrygujące. Szybko jednak okazuje się, że sprowadzi
się to dość prostych okoliczności i te rozważania zejdą na margines.
O tym, że gra stawia na sieczkę ujawnia już lokacja początkowa.
Podziemia, lochy - czort wie, po tekstowym intro pojawiamy się widząc
ściany. Spotykamy dwóch wieśniaków, którzy szukają swego burmistrza,
zarządcy miasta, którego jeszcze nie można zobaczyć - bo zamknęli za
sobą bramkę. Idziemy więc przed się i szybko okazuje się, że pewna
tekstura jest tu dość popularna. Właściwie - jedyna. Monotonie
przerywają stworki-potworki, pocieszne, z kilkunastu polygonów pewnie.
Ubijamy, uwalniamy burmistrza (spryciarz, ma
zwój teleportacji, ale to nie Star Trek - tylko jedna osoba korzysta) i
biegniemy do miasta. Otwieramy bramę i oczom naszym ukazuje się... Cóż,
Linia Maginota to obraz krainy z festwialem atrakcji na każdym kroku w
porównaniu. Miasto bowiem to ciąg dalszy tego, co przed chwilą. Ludzie
naznosili tu różne klamoty, stoły, krzesła, duperele, ale to ciągle...
te same lochy.
Do głowy przychodzi więc decyzja - sru z fabułą i tak nie pokojarzę kto
i gdzie - tym bardziej że i ludzie są tacy sami z aparycji (z wyjątkami
jednak). Nie to, żeby historia była tragiczna - jest tu pewien motyw
główny także, z wieśniakiem zamienionym w demona, jest odrobina suspensu
i postaci ukrytych w cieniu, które nie wiadomo czy się ujawnią czy nie.
Tylko że szybko zauważa się, że to tylko pretekst do tego, żeby się
lać, więc bierzemy jakieś misje, choćby kilka na raz ("znajdź
mi...porwano mi... zaginął...") i zanurzamy się w czeluść jednego
przygotowanego... poziomego poziomu (żadnych schodów choćby).
Dalej nie pamiętam - przeziębiony jak w malignie szedłem i
szedłem, walcząc z coraz to nowymi (ta...) wrogami, polegając na starej
metodzie "cios-odskok". Lochy cuchnęły, pochodnie płonęły, w głowie
wirowało... Najciekawsze momenty to te, gdy pojawia się magia - zarówno
stwory niektóre strzelają ogniem, jak i bohater po znalezieniu różdżki
czy pergaminu od czasu do czasu czymś śwignie. Wtedy pojawiają się
uniki, celowanie - choć tempo jest za wolne. Walka jest łatwa, gdy
wyczuje się, z jakiej odległości uderzać. Tym bardziej, że nawet tam,
gdzie od święta jest większa przestrzeń i mniej scisku, to obok jest na
pewno wąski korytarz - a stwory lezą za nami tak długo, aż się gdzieś
ewentualnie nie zaklinują. Mozonlne to i tępe, poetycko można to
porównać do wymiany sznurowadeł w setce par butów czy też wyrywania
igiełek z kaktusa, po to, żeby zobaczyć czy hodowany jeż wtedy go zje.
Ok, wróćmy na ziemię, bo jednak słowa pochwały się należą: ta gra jest
znośna. Wszystko działa jak należy, a że to amatorska produkcja kilku
osób (nie wiem ilu :) ), więc jak najbardziej należą się za to słowa
pochwały. Grafika, animacja, muzyka, sprzęt, MAPA. To wszystko jest, są
nawet takie detale jak pozostające ścierwa, fireball wystrzelony przez
wroga z tylu rani tego z przodu, czy słyszalny brzdęk gdy złoto z wroga
wypadnie. Można nawet uznać, że przy zachowaniu proporcji to nawet
pojawia się ten pierwiastek zaintrygowania - co będzie po drodze do
dwóch "wiosek", które istnieją obok miasta, czy spotkamy tych, o których
słyszeliśmy. Jednak nawet to, że zdobywamy kolejne levele, wybierając
za każdym razem który Talent rozwijamy (liczebnie przedstawiony kolejny
stopień umiejętności władania daną bronią, magią czy zręczność - do
zmniejszania obrażeń) nie zmienia faktu, że wszystko rozbija się o
potężną palisadę z surowego drewna, jaką jest walka w tej grze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz