środa, 29 stycznia 2014

Z cyklu co ja robię tu...

No i spaprałem, było to piwko wypić, spotkanie na 13 osób, wszedłem ostatni, siedziałem daleko, nikt by nie wyczuł. A wena byłaby większa - dwa pytania, trafiło mi sie powiedz dlaczego lepiej być pesymistą niż optymistą i  jak i gdzie wypocząć, gdy ma się nieograniczone środki ale tylko 3 dni.
Wyszedłem od optymisty, który nie przejmuje się rozlanym mlekiem i pesymisty, który jest krok prędzej i wie, że to mleko na pewno sie rozleje, więc go ono tym bardziej cieszy, że jest, to mleko to, no. I że w ogóle jak sie ma wszystko kiedyś posypać, to bardziej cieszy, a optymista nawet nie zauważy. Kuźwa, normalnie młody Wolter. Geez, choćby jedno tyskie co by spowodowało... A drugie - jeśli środki nieograniczone, to przede wszystkim nigdzie nie jedziemy, po co czas tracić, niech wszystko do nas przyjeżdża, tu gdzieś blisko, choćby cyrk. No i przekupujemy policję :F
Potem jakieś pierdoły w grupie, skupiłem się na obserwacji i badaniu reakcji pań prowadzących (cóż, siedziałem tak daleko że cycków nie było widać :P), jedynie od niechcenia zaznaczając swoją dominującą w niej pozycję :F
Do mnie uśmiechała się jakby mniej sztucznie niż do niektórych, takim trochę uśmiechem zakonnicy (ale czy wewnątrz rozpalonej i myślącej o zrzuceniu drogi habitu trudno wyczuć :F) ale jednak do kogoś bardziej... Ale druga tura to już rozmowa indywidualna, pójdziemy vabank, albo lubi owłosioną klate spozierająca z odpiętej koszuli, albo nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz