niedziela, 2 lutego 2014

Z cyklu przepraszam, czy tu piją?


Stefan skoczkiem został troche z przypadku. Szkolił się na dekarza, wszystko szło jak z płatka, był najlepszy, mówili, że jest bardzo obiecujący w tym fachu i że szybko wszystko łapie. Żartowali, że kiedyś z jego postacią w czasie pracy będą robić puzzle, kobiety obserwujące go cały dzień na dachu będą machać husteczkami gdy będzie szedł na fajrant, a pić to będzie nawet z Tomaszem Gollobem, bo wszyscy będą chcieli mu się zwierzać. Przyszłość stała przed nim otworem, jednak jeszcze nie wiedział jakim. 

Wszystko układało się pięknie tylko do czasu pierwszej praktyki, teoria teorią, okazało się, że ma lęk wysokości i że tak właściwie to była presja rodziców, a nie jego własny wybór.
Tata powiedział jednak "nie poddawaj się", oprowadzając go po przedpokoju M4 pełnego obrazów, zdjęć przodków z podpisem "pracownik miesiąca".Sprzedali mu chomika, sprzedali ulubione gry planszowe, żeby chłopak się nie rozpraszł, obiecali syntezator Yamaha na osiemnastkę.  Lekarz w przychodni potwierdził diagnoze rzeczowo (kazał wejść piętro wyżej i spojrzeć w dól pomiędzy balustradami, powiedział że faktycznie widzi strach). Uznano, że co cię nie zabije to cię wzmocni i skierowano na kurs sportów zimowych, żeby się oswajał, bo chłopak naprawdę miał same piątki w dzienniczku.

Slalom odpadł szybko, bo okazało się, że Anatidefobia wcale nie jest najdziwniejszym schorzeniem, wystąpił bowiem strach przed rozjuszonym bykiem który może zaatakować czerwony kolor gdy jesteś tuż obok. A pieniędzy w klubie na inny kolor tyczek nie mieli, z resztą co tu dużo mówić, mieli to w dupie. Tak więc postawiono na skoki.

Zara będzie czyrtaj więcej, zara będzie c.d., bedziemy grali w gre i poznawali dalszy los :F

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz